Wczoraj wieczorem leżeliśmy z Julciem w łóżku i uskutecznialiśmy pogaduchy przed snem.
W pewnym momencie Julio mówi:
- Mamusiu a wiesz, dzisiaj widziałem jaszczurkę na placu zabaw.
- Serio?
- Tak.
- I jak wyglądała?
- Była czarna i taka (tu pokazuje rączkami).
Z rozstawu rączek wynikało, że miała co najmniej z 30 cm ;) W rzeczywistości max 15cm bo nie raz i nie dwa widziałam takie jaszczurki z Tolinką na spacerze :)
- I co, nie bałeś się?
- Nie. Polałem ją wodą.
- A skąd ty wodę na placu wytrzasnąłeś?
- Była w wiaderku po deszczu.
- Dziecko, to ta biedna jaszczurka pewnie zawału serca dostała!
- E nieee, spoko, pobiegła dalej (z triumfem w głosie...)
- Synu, ale może ona pobiegła w krzaki i tam padła?
- Serio, jaszczurki mogą mieć zawał? (z lekkim niedowierzaniem)
- Wiesz co, nie wiem ale mogła doznać szoku termicznego. Skoro tak się wygrzewała na słońcu a ty ją zimną wodą potraktowałeś...
Patrzę na Julka i widzę strach w oczach. Przejął się chłopak.
- Mamusiu, żartujesz?
- No trochę żartuję. Ale gdyby przez to umarła to byłoby ci przykro?
- Strasznie!!!
- To obiecaj, że już nie będziesz dokuczał jaszczurkom.
- Obiecuję.
Po 30 sekundach.
- A ja ją dotknąłem w ogon!
Matko jedyna, dobrze że mu w ręce ten ogon nie został... Bo wtedy to Julek padłby na serducho ze strachu ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz