niedziela, 6 marca 2011

Julcio i gady...

Pewnego dnia, mniej więcej w połowie lutego Julcio wrócił z przedszkola z nowiną. Konspiracyjnym szeptem powiedział, że w przedszkolu będą gady...
- Misiu złoty, a skąd o tym wiesz?- pytam.
- Słyszałem jak Ciocie rozmawiały...
- Podsłuchiwałeś Ciocie?
- Nie Mamusiu, po prostu bawiłem się bliziutko i słyszałem co mówią.
- A ha. A co dokładnie mówiły? Że kiedy te gady mają być?- dopytywałam.
- Ciocie mówiły, że 3go marca.
Koniec informacji, poszedł się bawić.
Pomyślałam, że poczekamy na oficjalny komunikat.
Koniec lutego. Rzeczywiście w szatni zawisła karteczka informująca, że 3go marca w czwartek w przedszkolu odbędzie się lekcja zoologi, a głównymi bohaterami będą gady. Koszt 10 zł.
Mąż uregulował należności i pozostało nam czekać.
Już w poniedziałek był to temat numer 1  w naszym domu. Julcio dopytywał jakie to zwierzątka są gadami. Ja w duchu modliłam się, żeby się tylko nie rozchorował, tym bardziej że w czwartek miał również zajęcia z ceramiki które uwielbiał.
Na szczęście doczekaliśmy czwartku tylko z minimalnym katarem :) Cud to był, po Mały zawsze rozchorowywał się gdy były wycieczki, teatrzyki, bale przebierańców czy własne urodziny...
O 9.30 miała się zacząć lekcja zoologii i się zaczęła. Ponieważ (ze względu na drzemkę Pączka w tej godzinie)  nie uczestniczyłam w wydarzeniu nawet przez szybę, wszystko co poniżej wiem z relacji Jula i Cioci Ali- jego wychowawczyni.
Do przedszkola przybyli dwaj panowie z różnymi pudełkami, pudłami i pojemniczkami.
- Mamusiu, mieli też takie pudełko jak ty masz w kuchni na cukier!
Aż mnie zmroziło...
- I co było Julcio w tych pudełkach, opowiedz bo strasznie jestem ciekawa!
- Był żółw. Miał taką strasznie twardą skorupę. Pan mówił, że jest twarda jak kamień. Pewnie też tak twarda jak nasza balustrada! Dodam, że balustrada jest ze stali nierdzewnej więc raczej twarda:)
- I miał taką skorupę- tu rysując w powietrzu łapką coś na kształt między połową sinusoidy a spłaszczonym  czymś...
- I tego żółwia nie wolno nam było dotykać- opowiadał dalej.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Ale za to inne zwierzątka dotykaliśmy!
- A ty też dotykałeś?
- No ja tak troszeczkę...
- A co dotykałeś?
- Ja dotknąłem Antosia.
- ???
- No to była taka wieeeeelka jaszczurka.
- A jakie były jeszcze zwierzęta?
- No ten Antoś to był legwan. Był żółw. Był dwa duże węże i rodzinka 3 małych wężyków :) I te małe wężyki to tak się panu w rękach okropnie wiły!
Poczułam, że robi mi się lekko nie dobrze...
- A te inne węże to jakie były?
- Jeden to był wieeelki. Miał 3.5 metra i ważył 10 kg. To był Mamusiu pyton. I pan go trzymał za ogon, a on tak pełzał w naszym kierunku.
I tu dziecię rzuciło się na ziemię i zaczęło "pełzać".
- I jak go pan trzymał z tyłu, to on się tak z przodu podnosił i wysuwał język, i ten język mu tak drżał i się chował.
Tu  kolejna demonstracja...
- Dzieci dotykały tego węża?
- No pewnie. Tosia to chciała, żeby pan jej dał go na kolana ale pan się nie zgodził i Tosia się popłakała.
- Dlaczego się nie zgodził?
- Bo ten pyton mamusiu ważył 10 kg! Tyle co Tola!!!
O matko!!!
- A ciocie dotykały węża?
- Cicia Karolinka i Ciocia Asia nie. Cioci Kasi nie było i tylko Ciocia Ala go wzięła.
- Jak to go wzięła?!
- No pan położył jej na ramionach a ona miała tak rączki na boki. A ciocia Karolinka robiła jej zdjęcia.
Na samą myśl, że jakieś wielkie zimne cielsko mogłoby się tak przesuwać po mnie, zrobiłam się chyba zielona...
Tyle z relacji Julcia. Poleciał rysować węże...
Z relacji Cioci.
Jak panowie zaczęli wyciągać gady, Julcio siedział napięty jak struna z podkulonymi nóżkami. Bał się bez dwóch zdań. W miarę upływu czasu, lęk powoli ustępował miejsca ciekawości. W dodatku gdy Julek widział jak Tosia ochoczo głaszcze wszystko co się ruszało, sam odważył się pogłaskać legwana. Na dotknięcie węża zabrakło mu odwagi.
Ciocia Ala opowiadała, jakie to uczucie mieć takiego węża. Otóż wąż wcale nie jest śliski. Jest taki jakby aksamitny. Ciężki był podobno strasznie i ręce jej mdlały jak się przesuwał. Stwierdziłam ze śmiechem, że mogła strzelić dzieciakom jeszcze taniec brzucha :)
Wzięła tego węża, bo jak twierdziła miała lekką fobię z nimi związaną i chciała się przełamać. Udało się :)
Swoją drogą, twardzielka z Cioci Alicji! Ja bym się w życiu nie odważyła wziąć węża na siebie. Może - co najwyżej- z duszą na ramieniu, dotknęłabym go i tyle.
I co tu się dziwić, że Julcio wymiękł przy wężu. W końcu po kimś odziedziczył tą odwagę ;)
Szkoda, że na stronce przedszkola nie ma jeszcze fotek z tego wydarzenia:(
Ale jak już będą to zamieszczę link :)
Otóż fotki ze spotkania z gadami można oglądać na stronie Przedszkola, w zakładce Galeria, album Spotkanie z przyrodnikiem
Link:
http://www.chatkamalolatka.eu/


P.S.
Na koniec anegdotka opowiedziana mi przez Ciocię Alę.
Otóż po tej lekcji zoologii, rozmawiała ze swoim kolegą który zawodowo zajmuje się hodowlą gadów w tym oczywiście węży. W związku z tym, on sam ma wielu znajomych którzy również pasjonują się gadami. Jedną z takich osób była pewna młoda dziewczyna. Trzymała ona w domu pytona. Co więcej, mieszkała z nim w jednym pokoju. Pyton spał razem z nią w łóżku!!! Taaak, zwinięty w spiralkę drzemał sobie w nogach.
Słuchałam tego i ciary przechodziły mi po plecach. Przyznam, że uznałam laskę za wariatkę...
Miała go już chyba ze 3 lub 4 lata.
Otóż pewnego dnia wąż przestał jeść. Nie jadł totalnie nic. Gardził nawet myszami. W tym samym czasie przestał się zwijać w kółku " w nogach" a spał wyprostowany wzdłuż niej.
Mijały kolejne dni a może nawet tygodnie ( tego nie wiem). Wąż nadal nic nie jadł, nadal spał taki wyprostowany.
Zaniepokojona dziewczyna udała się z nim do weterynarza. Martwiła się, że się jej pupilek pochorował.
Weterynarz powiedział tylko: "Dobrze, że Pani przyszła teraz zanim byłoby za późno".
I w trakcie tej opowieści o tym wyprostowanym wzdłuż dziewczyny wężu, coś mi zaświtało w głowie. Przypomniałam sobie pewien program o wężach na Discovery- sam się sobie dziwię, że to oglądałam, bo węże napawają mnie ogromną odrazą. Otóż mówiono w nim, że zanim pyton zaatakuje, najpierw przebywa w pobliżu swojej ofiary mierząc, czy jest wystarczająco długi by taką powiedzmy krowę zmieścić w swoim wnętrzu.
I w przypadku tej dziewczyny, było dokładnie to samo! Wąż głodził się, żeby mieć więcej miejsca w sobie. A leżał wyprostowany wzdłuż jej ciała bo mierzył siebie i ją! Sprawdzał czy się zmieści!!! Pewnie za kilka dni, egzotyczny przyjaciel w mniej bądź bardziej pięknym stylu zadusił by właścicielkę...
Po wizycie u weterynarza, pyton od razu został oddany w odpowiedni miejsce.
Pani Ala stwierdziła tylko,że dobrze że nie usłyszała tego przed wizytą panów z gadami...
Ja po usłyszeniu tej historii czułam się nieswojo jeszcze przez kilka ładnych godzin...