piątek, 18 lutego 2011

"Zabawa z Tolinką" czyli robienie z siebie wariatki :)

Ranek. Panowie mego życia już gotowi do wyjścia do pracy/przedszkola dostali po buziaku i zostałyśmy z Tolinką same. Widzę, że mała spokojna i uśmiechnięta więc buch ją do leżaczka, leżaczek na stół kuchenny, a ja głowę pod kran. Z prędkością światła myję włosy (nienawidzę brudnych włosów- mogą być rozczochrane ale zawsze czyste!). O czymś takim jak dodatkowa odżywka nawet nie myślę. Podczas tych 3 minut mycia, rzucam Gwieździe głupawe uśmiechy, żeby mi się tylko nie rozryczała w samym środku jakże wyszukanego zabiegu pielęgnacyjnego... Uff, udało się! Szybkim gestem tarmoszę włosy ręcznikiem celem ich wysuszenia (suszarka spoczywa w świętym miejscu czyli w łóżku gotowa w każdej chwili do usypiania Pączka- co z resztą czyni w tej chwili). Równie szybko przeczesuję swój czerep rozcapierzonymi palcami bo grzebień na górze a mego klona - coby po niego mógł iść - jakoś brak. No dobra, jestem już "uczesana" :) Teraz czas na moje śniadanie.
Płatki, ciasteczka, kółeczka, zalewam jogurtem i mlekiem. Tolinkę przenoszę na podłogę wyłożoną wielką kołdrą w poszewce z Kubusiem. Z blatu porywam miseczkę ze śniadaniem i siadam obok.
Zanim zjadam swoją porcję, karmię Młodą słodkimi tartymi jabłuszkami Hipp'a. Niestety, karmienie wygląda tak: wjeżdża łyżeczka do buźki, jabłuszka wyjeżdżają wypychane skrupulatnie języczkiem. Łyżeczka znowu wjeżdża, jabłuszka znowu wyjeżdżają... Po trzeciej próbie odłożyłam słoiczek obok leżaczka a na słoiczku położyłam łyżeczkę z porcją jabłuszek, która nie miała nawet szans zbliżyć się do paszczy.
Pstrykam guziczek w laptopie. Pączek bawi się pudełeczkiem po czekoladkach, odgryza kurczakowi włosy, albo zjada chusteczki higieniczne- generalnie przez chwilę zajmuje się sobą. Ja w tym czasie jem, przeglądam pocztę i wiadomości na necie.
Jednak Pączkowi zabawa w pojedynkę zaczyna się nudzić. Muszę ją zabawiać. Wymachuje jej jakimś ustrojstwem, żeby tylko dokończyć to śniadanie i jeszcze zerknąć na FB. Zerkam a tu kolega wrzucił cudne foteczki swego MiniKlona:)  Koleżanka zamieściła fotki swych dzieci z czasów gdy chińskie sukienki były szczytem luksusu a gumki do ścierania pachniały tak pięknie, że je zjadałam... No generalnie posiedziałabym, pooglądała w spokoju ale gdzie tam! Pączek zaczyna się wściekać więc lewym okiem patrzę na nią, prawym nadal zerkam na monitor ;) Nie, tak się Gwieździe nie podoba. OBA oczka mają patrzeć na nią i OBIE rączki mają ją zabawiać! No nic, zrzucam fejsa na belkę i "się bawię".

Po wykorzystaniu wszelkich przedmiotów stworzonych przez mądre głowy w celu zabawy przez dzieci i z dziećmi musiałam coś wymyślić. W oko wpadła mi tekturowa ozdobna przykrywka od równie ozdobnego pudełka po zastawie dla dzieci. Przykrywka w kształcie koła, biała z czerwonym autkiem. Założyłam sobie ją na głowę i wyglądałam zapewne jak niedorobiony boy hotelowy... Ale Pączkowi się spodobało. Co więcej, "nakrycie głowy" nieopatrzenie zjechało z niej i wtedy to dopiero był śmiech! Istne szaleństwo! Nie pozostało mi nic innego jak zwalać tą przykrywkę celowo. Ponieważ po kilku niekontrolowanych upadkach znudziło mi się za nią latać, bo turlała się cholera po całym pokoju, postanowiłam ją widowiskowo łapać wydając przy tym dźwięk typu BAAAACH! :) Nawet się cieszyłam, że sobie umyłam włosy po tak ładnie się z nich mokrych ześlizgiwała :) I tak ze 30 razy.
W końcu i to się znudziło, więc chciałam wykorzystać cudowna przykrywkę i postanowiłam turlać w niej piłeczkę niczym kulkę w ruletce.
I tak się przyglądam co ona jakaś taka dziwna w środku? Zamiast biała to taka jakaś jakby kremowa, takie jakieś smugi miała... Kurde- myślę- co za cholera? Nawet posunęłam się do powąchania ale pachniało ładnie... Tak jakby jabłuszkiem... I trochę się kleiło...
Jasna cholera! I wtedy mnie olśniło! No tak, łyżeczka bez zawartości leży niemrawa obok słoiczka. Przy którymś tam upadku, musiała w nią walnąć pokrywka a słodkie hipp'owe jabłuszka wylądowały w środku. Skoro były w pokrywce to zgadnijcie gdzie są teraz? Tak, oczywiście, są na moich świeżo umytych włosach... Teraz już tak sztywnych, jakbym je na cukier stawiała... Nie miałam czasu na odżywkę, no to mam teraz jabłecznik na łbie ... Ehhh

Zjadam kurczakowi "włosy" :)

czwartek, 3 lutego 2011

Braterska miłość czyli Tolinka oczami Julka

Zacznę od tego, że Julek na wieść o tym że będzie miał rodzeństwo bardzo się ucieszył.
Na pytanie czy gdyby miał wpływ na płeć dziecka chciałby mieć brata czy siostrę, bez wahania odparł że chce siostrę. Późniejsze badania USG potwierdziły płeć żeńską. Jednak na wszelki wypadek tłumaczyliśmy mu z mężem, że czasami badania się mylą i może urodzić się braciszek. Na co odparł, że woli siostrę a jeśli urodzi się brat to też się ucieszy "ale średnio".
Jak wiadomo, urodziła się Tolinka na której punkcie oszalał :) Nie ma dnia, żeby jej nie przytulił, nie wycałował rączek, stópek i policzków. Czasami nawet w wyliczance kogo kocha, Tolinka zajmuje zaszczytne pierwsze miejsce przede mną.
Zdarza się jednak, że się na nią złości jak wkłada jego autka do buzi ( w sumie trudno mu się dziwić). Albo jak nie mogę mu poświecić czasu bo akurat karmię/kąpię/usypiam małą. Wiedząc o tym zapytałam kiedyś czy gdyby mógł cofnąć czas to czy nadal chciałby aby Tola była z nami. I wiecie co odpowiedział?
"Wiesz mamusiu, czasami to bym chciał żeby Tolinka ostatni dzień była w brzuszku".
Ogromnie mnie tym rozczulił :) Nie powiedział, że wolałby żeby jej nie było, tylko ten jeden dzień w brzuszku by chciał...

Jak Tola miała ze 2 tygodnie często przyglądaliśmy się do kogo jest podobna. Leżę z nią w sypialni, karmię i słyszę rozmowę mego męża z Julkiem w pokoju obok.
Mąż mówi do niego: "wiesz, Tolinka jest bardzo podobna do mamusi. Ma takie same duże oczka,długie rzęsy kształt brwi i stópek. Z resztą ty też masz identyczne stópki jak mama i Tolinka. Tylko Mała ma zupełnie nie podobne do Mamusi rączki bo Malutka ma takie delikatne długie paluszki (sic!). Dłonie pianisty..."
Po chwili przybiega do mnie Julcio i woła: "Mamusiu wiesz, Tatuś mi powiedział że my we trójkę mamy takie same stópki ale za to Tolinka ma PIANINOWE RĘCE!" :)

Innym razem podczas przewijania Pączka, Julek patrzy na nią jak zaczarowany i rzecze:
"Szkoda, że Tolinka nie jest PLUSZKĄ bo bym ją sobie wziął do łóżeczka i z nią spał".
Słysząc to, wspięłam się na wyżyny intelektu,  przeszukałam szufladki swego zmęczonego ciągłym niewyspaniem mózgu w poszukiwaniu słowa PLUSZKA. I po sekundzie mnie olśniło :)
Tak, tak, dobrze się domyślacie. Mój kochany Julcio stworzył sobie żeńską formę od słowa pluszak :)

Na zakończenie dodam, że gdy byłam z Tolą w ciąży wiele osób pytało mnie jak na wieść o rodzeństwie zareagował Julek. Odpowiadałam, że bardzo się ucieszył i nadal się cieszy. W odpowiedzi prawie zawsze słyszałam, że teraz to może się cieszy ale dopiero zobaczę jak się urodzi mała, to wtedy mu się zmieni, oj zmieni! Konwersując miło dalej, tłumaczyłam że może tak się stanie, ale przynajmniej w ciąży oszczędził mi złości, że nie chce brata ani siostry, że nie będzie się dzielił zabawkami i takie tam czego doświadczały moje znajome. Dobre i to.
Urodziła się Tolinka i zaraz padały dalsze pytania: i jak Julek? Bardzo jest zazdrosny? Dokucza jej? Spokojnie odpowiadałam, że nic z tych rzeczy :) Julcio jest autentycznie szczęśliwy, kocha Małą tuli ją, pilnuje żeby nikt nie zaglądał do wózka na spacerze, żeby na nią nie kaszlał, nie prychał... Na co tym razem usłyszałam: na początku zawsze tak jest bo jest zaaferowany bo to COŚ nowego w domu, późnej to zobaczysz...
Minęło kilka tygodni, te same pytania i te same moje odpowiedzi. W końcu usłyszałam, że taki jest dobry dla niej ale mu to przejdzie po pierwszych 3 miesiącach (skąd taki termin??). Po 3 miesiącach mu nie przeszło, co więcej po pół roku również. Z czego się niezmiernie cieszę:) A innym mamom mających starszych zazdrośników mogę tylko współczuć...
Ja ma pod tym względem 6 miesięcy idylli :) I liczę na więcej :)

p.s. Jest jednak coś czego Julek w Tolince nie znosi. A mianowicie gdy jej się uleje...
Raz przytulił się do niej i pech chciał, że dokładnie w tej chwili jej się ulało... Na niego... Na jego koszulkę... Ja zaczęłam ryczeć ze śmiechu, a moje starsze dziecię z wściekłości. Zezłościł się okropnie i o tą "ulewkę" i o to, że ja się śmiałam. Dostał wręcz histerii. Darł się: "ratunku!!! ściągnijcie to ze mnie!! ściągnijcie!!! Aaaaaaaa!!! Mamusiu ściągnij to tak, żebym tego nie czuł! Błagam Cię, żeby TO nie dotykało mojego ciała!!!"
Od tamtej pory jak tylko widzi, że jej się ulało od razu zwiewa 2 metry dalej. I nie pozwala wchodzić z nią do swojego pokoju zaraz po jej karmieniu bo:" no tak, zaraz mi tu uleje na dywanik! albo na moje autka!".
Ale i tak ją kocha :)

Tolinka u lekarza czyli o moim chudzielcu :)

W końcu po dłuższej przerwie związanej z choróbskami w mojej rodzince, mam chwilę żeby napisać kilka zdań.

Otóż Tolinka nam się pochorowała już dwukrotnie:(. Najpierw miała zapalenie oskrzeli z czego wyszła obronną ręką bez antybiotyku. Ostatnio złapała jakąś infekcję w wyniku której miała katar i niestety męczący kaszel. Po kilku dniach zdecydowaliśmy się na wizytę u pediatry, obawiając się że to nie przyjemne charczenie może się okazać  znowu zapaleniem oskrzeli jeśli nie płuc:(

Dojechaliśmy do naszej Pani Doktor. Wypakowujemy Pączka z kombinezonu - zwanego pierzyną :). I oto oczom Pani Doktor ukazuje się nasza słodka Tolinka w błękitnej lekko dopasowanej bluzeczce i równie błękitnych acz jeszcze bardziej obcisłych rajtuzkach uwydatniających jej krągłe kształty. Na twarzy Pani Doktor od razy zajaśniał uśmiech :) Popatrzyła na nią i stwierdziła, że to chyba jedyny okres w życiu człowieka kiedy 4 oponki na brzuchu wywołują tyle radości. Chwilę później dodała, że niezmiernie się cieszy że nie jest jedyną osoba w tym pokoju z absolutnym brakiem talii :)  Parę minut później ściągnęłam Tolince koszulkę do badania. Zerkam na Panią Doktor- ta już śmiech. Wyciąga stetoskop, bada ją i nagle mówi:" no nie mogę, słuchawki mi się w nią zapadają :)".
I jak tu nie nazywać Pączka Pączkiem ? ;)

Na marginesie dodam, że nasza kochana Pani Doktor wcale gruba nie jest tylko ciut okrąglejsza, a na pewno jest najcudowniejszym lekarzem jakiego można sobie wyobrazić :) Każdemu rodzicowi życzę takiego pediatry!
Tolinka natomiast nie miała ani zapalenia płuc, ani oskrzeli, po prostu katarek gdzieś tam siedział jej w gardełku i stąd te rzężenia.

Wracając do tuszy Pączuszka to ktokolwiek wziął ją na ręce doznał tego samego fantastycznego uczucia jak ja kilka miesięcy temu. Otóż Tolinka ma nawet mięciutkie plecki :) Tak jakby pod skórą miała jakąś gąbeczkę, materacyk. Ja uwielbiam to uczucie, gdy ją przytulam i czuję te mięciutkie plecki :) Aczkolwiek ostatnio coś leciutko zeszczuplała...
Dla zaniepokojonych jej wagą dodam, że w wieku niespełna 5 miesięcy ważyła 8.300g i jak najbardziej mieściła się w normie. No może w górnej granicy normy :) Kilka dni temu skończyła pół roczku i nie wiem ile waży, ale pewnie z 9 kg...