piątek, 14 stycznia 2011

Wybór przedszkola niepublicznego - na co zwrócić uwagę?

Jeśli zdecydowaliście, że wasze dziecko będzie chodziło do przedszkola niepublicznego, podpowiem na co zwrócić uwagę przy wyborze konkretnej placówki :)

Na początku zróbmy rozeznanie wśród zaprzyjaźnionych mam, które przedszkola polecają w interesującej nas okolicy. Można również zapoznać się z opiniami o danym przedszkolu na internecie- na forach poświęconych tematyce przedszkolnej.

Gdy już zawęzimy poszukiwania do kilku placówek lub do jednej konkretnej, warto się tam wybrać osobiście, (najlepiej bez dziecka) aby w spokoju zadać szereg pytań dotyczących funkcjonowania palcówki. Najlepiej umówić się na konkretny termin z dyrektorem przedszkola.

Przy okazji wizyty w przedszkolu warto bacznie przyjrzeć się wyposażeniu sal, łazienkom, otoczeniu przedszkola jak również samym paniom przedszkolankom.

A oto lista pytań, które warto zadać podczas spotkania.

1.WIEK DZIECI 
- W jakim wieku są przyjmowane dzieci do przedszkola? 
- Jakie grupy wiekowe są stworzone? 
- Czy w jednej grupie są dzieci 2 i 3 letnie, czy jest podział wedle roczników?
Istotne jest aby w grupie nie były zbyt duże różnice wiekowe między dziećmi bo to co dla 3.5 letniego dziecka jest drobnostką dla dwulatka jest przeszkodą nie do pokonania. Oczywiście młodsze dzieci mogą ( i zapewne tak będzie) szybko brać przykład ze starszych dzieci w grupie a tym samym same będą do nich "równać". Może się jednak zdarzyć, że młodsze dzieci widząc ciągłą przewagę nad sobą, szybko się zniechęcą do podejmowania różnych wyzwań i będą sfrustrowane i smutne...

2. ILOŚĆ DZIECI W GRUPIE
- Jaka jest ilość dzieci w grupie? Dobrze byłoby gdyby nie liczyły więcej niż 15 dzieci.

3. PANIE PRZEDSZKOLANKI
- Ile pań przedszkolanek przypada na grupę? 
- Czy wszystkie panie mają odpowiednie wykształcenie pedagogiczne i dobre podejście do dzieci ( choć to drugie zapewne "wyjdzie w praniu"...).
- Czy dzieci mogą zwracać się do pań przedszkolanek per Ciociu? Czasem możliwość takiego zwracania się do pań ułatwia dzieciom kontakt z nimi-szczególnie w pierwszych miesiącach pobytu w przedszkolu. "Ciocie" nie wydają się dzieciom tak bardzo obce :)

4.POSIŁKI
- Czy jedzenie jest gotowane w kuchni przedszkolnej czy jest dowożone przez firmę cateringową? 
- Jeśli przez firmę, to czy jest możliwość zamawiania np. tylko obiadów i podwieczorków, albo śniadań i obiadów?
- Czy w przypadku rezygnacji np. ze śniadania czy podwieczorku, dziecko może przynieść z domu własny posiłek? 
- Czy opłata za posiłki naliczana jest wg faktycznych dni pobytu dziecka w przedszkolu?
- Czy próbki dań są przechowywane przez kilka dni na wypadek kontroli Sanepidu?
- Czy w ogólnodostępnym miejscu dla rodziców jest wywieszony jadłospis na najbliższy tydzień? 
Kwestia jadłospisu jest ważna dla mam wybrednych maluszków. Gdy wiemy, że w danym dniu jest np. ryż z jabłkami którego nasze dziecko nie cierpi i zapewne nie tknie, możemy przygotować mu w domu jego ulubione danie, żeby dzieciaczek nie chodził głodny :)

5. LEŻAKOWANIE ( czyli zmora naszego dzieciństwa ;))
- Czy leżakowanie jest obowiązkowe? Jeśli tak to czy we wszystkich grupach wiekowych?
- Czy jest obowiązek przebierania się dzieci w  piżamki?
- Czy dzieci powinny mieć swoją pościel? Czy wystarczy np. kocyk lub śpiworek i podusia? 
Na marginesie dodam, że z tego co wiem to taką pościel/kocyk każde dziecko powinno mieć oddzielnie zapakowane np. w swój worek,siatkę i dopiero schowane wraz z pościelą innych dzieci w danym miejscu w sali.
- Czy dzieci mają do dyspozycji leżaczki czy karimaty?
- Czy dzieci które nie chcą spać, mogą cichutko, nie przeszkadzając dzieciom śpiącym bawić się w kącie sali np.układając puzzle, oglądając książeczki?
- Czy podczas leżakowania panie czytają bajki, puszczają muzykę relaksacyjną?
- Czy dziecko może mieć przy sobie swoją ukochaną maskotkę, zabawkę przyniesioną z domu?

6. SZATNIA
- Czy  każde dziecko ma swoją podpisaną półeczkę z haczykiem  na której może zostawić nie tylko odzież wierzchnią ale i siatkę/ plecaczek z zapasowymi ubrankami tj. rajstopki, skarpetki, majteczki, bluzeczka, spodenki?
Zapasowe ubranka bardzo przydają się gdy zupa "sama się" wylewa, gdy dziecko zapomni iść siusiu, czy podczas zajęć plastycznych maluje dosłownie całym sobą ;) 
Ważne, aby nie był to sam haczyk bo z doświadczenia wiem, że nie mieszczą się na nim ubrania zimowe ( kurtka, spodnie "narciarskie", dodatkowy sweterek czy bluza, do tego czapka, szalik, rękawiczki i... w najlepszym wypadku ubrania spadają albo haczyk nie wytrzymuje :)

7. PROGRAM EDUKACYJNY- PLAN DNIA
- Czy w ogólnodostępnym  dla rodziców miejscu jest wywieszony program edukacyjny realizowany w danym przedszkolu?
- Czy program taki zatwierdzony jest przez Ministerstwo Edukacji Narodowej?
- Czy jest np. w szatni wywieszony plan dnia, tygodnia, wierszyki i piosenki których uczą się dzieci, kalendarium przedszkola?

8.  ZAJĘCIA- ZAJĘCIA DODATKOWE
- Jakie zajęcia prowadzone są w przedszkolu w ramach czesnego?
- Jakie zajęcia są dodatkowo płatne i czy odbywają się w godzinach pracy przedszkola czy już po zajęciach dydaktycznych?
- Co dzieje się z dziećmi nieuczęszczającymi na zajęcia dodatkowo płatne a odbywające się w godzinach pracy przedszkola? Czy dla dzieci tych jest osobna sala i opieka?

9. SPACERY I WYCIECZKI
- Czy spacery są również zimą? (z uwagi na konieczność ubierania grupy dzieci na raz, zdarza się że przedszkolankom nie chce się wyjść na spacer zimą...)
- Czy podczas letnich spacerów możemy liczyć, że panie posmarują dzieci zostawionym przez nas kremem ochronnym, popsikają sprayem przeciw komarom, kleszczom?
- Czy podczas wycieczek wyjazdowych przedszkole ma zaufaną firmę przewozową/ zaufanego kierowcę?
- Czy ewentualny bus wycieczkowy jest wyposażony w pasy bezpieczeństwa, podkładki do siedzenia dla dzieci?
- Czy dzieci (których przedszkola umiejscowione są w centrum miasta czy przy ruchliwej ulicy) zakładają na spacery kamizelki odblaskowe poprawiające ich bezpieczeństwo?

10. CZESNE
- Czy wspisowe jest jednorazowe przy zapisywaniu dziecka do przedszkola?
- Jeśli wpisowe pobierane jest co rok szkolny ( a tak jest zazwyczaj) to czy zawsze jest tej samej wysokości czy kwota zmniejsza się z każdym kolejnym rokiem pobyt dziecka w przedszkolu?
- Czy czesne zależne jest od ilości godzin spędzanych przez dziecko w przedszkolu?
- Czy czesne jest zawsze tej samej wysokości nawet gdy dziecko np. przez miesiąc nie chodziło do przedszkola z powodu choroby?
- Czy taka sama stawka obowiązuje podczas ferii, wakacji?

11. UMOWA
- Jakie są warunki odstąpienia od umowy? 
- Czy w umowie widnieje zapis o nieprzyprowadzaniu chorych, zakatarzonych dzieci do przedszkola pod rygorem odesłania dziecka do domu? Wyjątkiem są dzieci, które mają udokumentowaną alergię i z nią związane objawy.

12. ŁAZIENKA - TOALETA
- Czy dzieci mają własne podpisane ręczniczki?
- Czy jest obowiązek mycia zębów w przedszkolu? (osobiście jestem przeciwna bo wyobraźnia dzieci związana ze szczoteczkami do zębów nie zna granic:) Po pierwsze - szczoteczka kolegi może być fajniejsza i dzieci będą się zamieniać, albo- po drugie-spróbują nią wyszorować co najmniej umywalkę jak nie sedesik :)
- Czy w łazience grupy najmłodszej jest brodzik aby umyć dziecko na wypadek "grubszej" wpadki?
- Czy najmłodsze dzieci używające jeszcze pieluch (o ile warunkiem przyjęcia do przedszkola nie jest umiejętność korzystania z toalety) lub będące na początku swoje przygody z treningiem czystości mogą mieć w toalecie własne nocniczki?

13. PRZYPROWADZANIE I ODBIÓR DZIECKA
- Czy należy przyprowadzać dziecko o konkretnej godzinie np. o 8ej czy jest możliwość przyprowadzania dziecka w bardziej elastycznych ramach czasowych?
- Czy w sytuacji gdy ktoś inny niż rodzic będzie w danym dniu odbierał dziecko, będzie ta osoba weryfikowana przez wgląd do dowodu osobistego? 
Dobrze byłoby, gdyby w karcie przyjęcia dziecka można wpisać dane osób ( w tym nr PESEL), które poza rodzicami czasami będą odbierać dziecko z przedszkola.

14.PRZEDSZKOLE NIEPUBLICZNE POWINNO BYĆ WPISANE DO EWIDENCJI PRZEDSZKOLI NIEPUBLICZNYCH  prowadzonej przez prezydenta danego miasta  i ma nadany swój numer.
Taka placówka jest podjęta kuratelą konkretnego kuratora oświaty, a nazwisko tej osoby powinno być umieszczone w ogólnodostępnym dla rodziców miejscu.

15. SANEPID ITP.
- Czy przedszkole spełnia wymogi Sanepidu oraz Straży Pożarnej? 

16. DNI  ADAPTACYJNE
- Czy w przedszkolu są organizowane dni adaptacyjne dla Małych Debiutantów?
- Czy podczas pierwszych dni, rodzic choć przez godzinę, dwie może uczestniczyć w zajęciach aby tym samym ułatwić dziecku start i oswojenie się z nowym otoczeniem, dziećmi? 
Mam tu na myśli obecność rodzica w sali, gdzieś w kącie i spokojne obserwowanie swego dziecka, innych dzieci, pań ale bez czynnego uczestniczenia w zajęciach!

UWAGA!!! PUNKT PRZEDSZKOLNY  to NIE TO SAMO co PRZEDSZKOLE NIEPUBLICZNE!!!
Dopytajmy o to dyrektora placówki!

Poza rozmową z dyrektorem warto podczas wizyty w przedszkolu zwrócić uwagę na wygląd sal - czy sale są czyste a zabawki nie poniszczone ( popspute zabawki to potencjalne niebezpieczeństwo, a poza tym ukazują jak właściciel przedszkola  dba o placówkę...). 
Czy wiele jest pomocy dydaktycznych?
Czy łazienki/toalety są czyste i dostosowane dla dzieci. 
Czy są jednorazowe ręczniki papierowe, papier toaletowy. Niby takie drobnostki ale ważne:)
Jeśli przedszkole mieści się w domku jednorodzinnym to czy teren jest ogrodzony i zadbany? 
Czy plac zabaw ma atestowane i niezniszczone sprzęty? 
Czy jeśli przedszkole jest w domku i są w nim schody, to czy są one odpowiednio zabezpieczone bramkami na dole i u góry? Czy są stabilne poręcze a same stopnie czy nie są śliskie?

To tyle przyszło mi do głowy :)
Mam nadzieję, że ta "ściągawka" ułatwi wybór najlepszego niepublicznego przedszkola dla Waszych Milusińskich:)

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Debiut w przedszkolu -czyli jak Julek histerii dostał...

W 2008 roku Julcio miał zadebiutować w przedszkolu.
Z lekkim przerażeniem szukałam jak najlepszej dla niego placówki. A że mam skrzywienie zawodowe to wymagania miałam spore:)
Niestety, w owym roku jacyś politycy-"żartownisie" ustanowili, że dzieci urodzone przed 1 września mają pierwszeństwo w zapisach do przedszkola państwowego przed dziećmi urodzonymi po tej dacie. No absurd jakiś totalny! Przecież jak pamiętam w jednej klasie zawsze były dzieci i ze stycznia i z grudnia danego rocznika. A tu nagle mądre głowy wymyśliły, że będzie "rozliczanie" nie rokiem kalendarzowym a szkolnym!!! Ten zgoła idiotyczny pomysł dotyczył dzieci w Warszawie i Krakowie. O ile pod naporem protestów pomysł w stolicy padł o tyle w Krakowie wtedy się utrzymał. I dotyczył mojego urodzonego 28 października dziecka...
A miejsc w przedszkola brakowało strasznie, nawet w prywatnych.
I tak o to już na starcie przepadły nam przedszkola samorządowe a zostały tylko prywatne. Znalazłam jedno. Poszłam tam ale nie przypadła mi do gustu pani dyrektor jednocześnie będąca panią przedszkolanką. Już pomijam, że była niechlujna, miała brudne włosy i -delikatnie mówiąc - brzydko pachniała na kilometr to na dodatek zostawiła mnie samą z grupą przedszkolaków i poszła mi kserować jakieś dokumenty do swojego biura. I nie chodzi mi o to, że pozostawiła mnie na pastwę rozdartych czterolatków - miałam praktyki w przedszkolu z 3 i 5 latkami w grupie 30 osobowej i przetrwałam:)- ale o to, że ona zostawiła TE DZIECI  ze mną, z zupełnie obcą osobą! A jakbym tak była "walnięta" i porwałabym jakieś dziecko, albo zrobiłabym krzywdę?! Bardzo mi się to nie spodobało ale postanowiłam zapisać synka na wszelki wypadek, gdybym nigdzie indziej miejsca nie znalazła.
W między czasie przeprowadziliśmy się do innego mieszkania. Idąc na zakupy do pobliskiego sklepu, w którym miały być najpyszniejsze wędliny okazało się, że sklepu już nie ma. Za to na drzwiach wisiała kartka z informacją, że w tym lokalu będzie otwarte prywatne przedszkole i zainteresowane osoby proszone są o kontakt. Numer zapisałam i od razu zadzwoniłam. Umówiłam się z panią na spotkanie w owym lokalu.
Pani okazała się być przemiłą, ciepłą osobą, chętnie odpowiadała na wszelkie moje pytania. Mimo, że lokal był placem budowy postanowiłam zaryzykować i zapisałam Julka nie wiedząc jeszcze jak będą wyglądać sale, jak będą wyposażone... To była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu :)

I tak o to we wrześniu 2008 wysłałam swojego ukochanego synka do przedszkola.
Julek miał wtedy 2 lata i 10 miesięcy i ten czas spędził ze mną w domu- zrezygnowałam z pracy na rzecz bycia z nim. Jak łatwo się domyślić Mały był (i jest) bardzo do mnie przywiązany, ale słowo się rzekło...

Przez okres wakacji czytałam mu książeczki o przedszkolu, chodząc na spacer pokazywałam gdzie będzie chodził, uszyłam mu jego osobistą przytulankę  (zwaną Julkowym Jasiem), żeby mógł ją zabrać ze sobą do przedszkola. Przez całe wakacje wraz z mężem drżeliśmy na myśl co to będzie we wrześniu...

Ostatni tydzień sierpnia dzieci chodziły do przedszkola wraz z rodzicami, żeby się oswoić. Pierwszego dnia adaptacyjnego  Julcio chciał zwiać z 10 razy. Szarpał za klamkę, wisiał na niej, udało mu się nawet zdezerterować aż do szatni. Tam jednak poległ u drzwi wyjściowych.
Drugiego dnia poszedł z nim mój mąż a ja malowałam balustradę na tarasie. Tak z głupia zadzowniłam do niego zapytać jak się Julek trzyma, na co mój mąż z rozbrajającą szczerością wyznał, że są na placu zabaw bo Mały nie chciał siedzieć w przedszkolu... To ja dzień wcześniej przez bitą godzinę walczyłam z Bąkiem żeby nie uciekł, żeby wiedział że jak się jest w przedszkolu to się jest a nie wychodzi z niego kiedy chce a mój mąż niefrasobliwie wyszedł z nim na spacerek bo mały  tak chciał!!! Boże ty mój, myślałam że mnie szlag trafi! Nie muszę chyba dodawać, że następnego dnia Julek chciał mi zwiać ze 20 razy i tłumaczył, że przecież Tatuś z nim poszedł to czemu ja nie chcę? Nie dobra Mamusia!
I przyszedł sądny dzień. Z drżącym sercem zaprowadziliśmy Księcia. Boże, jak on płakał!!! Wczepił się we mnie, trzymał za sweter, nie chciał za żadne skarby puścić.Krzyczał w stylu : nie zostawiaj mnieeeeee!
Ja jednak postawiłam nie dawać po sobie znać że mięknę, postanowiłam nie poddawać się i w końcu wyszliśy z mężem. A po wyjściu sama się się rozryczłam.
Julcio płakał tak bardzo, że aż zwymiotował od ryku...Nigdy wcześniej nic takiego mu się nie przytrafiło.
Gdy wracaliśmy po niego zerknęłam prze szybę. Siedziała bida w kąciku sama, popuchnięta od ryku, zasmarkana po szyję... Widok potworny, serce pękało mi na drobne kawałeczki.
Kolejnego dnia nie wiedziałam jak go zaciągnę do przedszkola.Czołgiem? Wołami? Problem bo ani jednego ani drugiego na podorędziu nie miałam...
Już w domu wył a w przedszkolu powtórka z rozrywki, tylko tym razem uratowaliśmy odzież bo obyło się bez wymiotów :)
Trzeciego  dnia ryk przy rozstaniu, ale potem się już bawił.
Piątego  dnia wyciągał juz rączki do Cioci-akurat do Pani psycholog, która cały czas była z Maluszkami :). Chyba dzięki niej Mały jakoś przetrwał. Tulił się do niej, siedział jej na kolanach a ona cierpliwie go głaskała i spokojnym głosem tłumaczyła. Nie wiem czy kiedykolwiek będzie to Pani -Pani Kasiu -czytała, ale ogromnie Pani dziękuję!
W końcu  Księciunio zrouzmiał, że płaczem niczego nie wskóra. Oczywiście dawaliśmy mu z mężem wsparcie, mówiliśmy że rozumiemy jego smutek ale nie odpuszczaliśmy. Za każdym razem przynosiliśmy mu jakąs niespodzankę w nagrodę- a to batonik, a to auteczko. Poza tym dostawał nagrody-naklejki od cioć w przedszkolu za bycie dzielnym:). Ból rozstania łagodziła podusia-jasiek, którą codziennie ze sobą zabierał do przedszkola a z przedszkola do domu:) Julkowy Jaś co ciekawe nie był tarmoszony do przedszkola, zostawał w domu i czekał na swego Pana:)
Istotne było też to, że nigdy się po niego nie spóźnialiśmy. Oczywiście nie znał się wtedy jeszcze na zegarku i dlatego tłumaczyliśmy, że wrócimy po niego zaraz  po obiadku.

Muszę dodać, że sukces nie zostałby osiągnięty gdyby nie zaangażowanie przedszkolnych Cioć. Świetnie stawiały czoła zaryczanym kilkulatkom. Były wspierające, cierpliwe i ciepłe. Drogie Ciocie- dziękuję Wam za to!

Dla zainteresowanych przedszkolem Julcia Mam oto link do tej placówki:
http://www.chatkamalolatka.eu/


Poniżej wskazówki dla rodziców debiutujących przedszkolaków.


Jeżeli jesteście w podobnej sytuacji do mojej - nie poddawajcie się! Najważniejsze są pierwsze 2 tygodnie. Trzeba być absolutnie konsekwentnym i nie zabierać dziecka z przedszkola bo płacze, bo sobie nie radzi. Jeśli dziecko wyczuje u rodziców niezdecydowanie to będzie to mogło wykorzystywać.Przy rozstaniu trzeba przytulic malucha, dać buziaka, odprowadzić do sali i... wyjść bez zbędnych ceregieli nawet gdy płacze. Przedłużanie pożegnania tylko pogarsza sprawę :(.
Pobyt w przedszkolu naprawdę wyjdzie dziecku na dobre:). Jeżeli wybraliście dobre przedszkole, napewno żadna Ciocia nie zrobi dziecku krzywdy. Z kolei żadna babcia, niania a szczególnie mama mająca dom na głowie, czasem i młodsze rodzeństwo przedszkolaka- nie jest w stanie zorganizować dziecku tylu atrakcji, zabaw edukacyjnych co przedszkole. A już na pewno nie zastąpi mu rówieśników!!! A to właśnie obcowanie w gronie rówieśniczym jest najlepszą nauką jaką może dać przedszkole i która zaprocentuje w przyszłości:)
Poza tym w przedszkolu naśladując rówieśników niejadek staje się Mistrzem Dokładek. Potrafi elegancko zachować się przy stole, świetnie radzi sobie ze sztućcami, dba o mycie rączek przed posiłkiem, pomaga w sprzątaniu po jedzeniu.
Generalnie dzieci stają się bardziej samodzielne, uczą bawić się w grupie, uczą się zdrowej rywalizacji.
Ja osobiście szczerze polecam przedszkola i te samorządowe i te prywatne:)

* W kolejnym poście napiszę na co warto zwrócić uwagę przy wyborze przedszkola.

piątek, 7 stycznia 2011

"genialna" pamięć Julka :)

Jeszcze tak na dobranoc, króciutka anegdotka.
Otóż Julek znany jest w rodzinie z tego, że ma genialną pamięć. Wystarczy coś raz mu powiedzieć, przeczytać a od razu to zapamiętuje.
Wczoraj wracając z przedszkola mówi: Mamusiu, a dzisiaj przygotowywaliśmy się do Jasełek. 
Ja: Tak? A ty masz jakąś rolę?
Julek: Tak, jestem farmerem.
Ja: Kim??
Julek: Farmerem.
Ja: Kochanie, a może pasterzem a nie farmerem?
Julek: ta, tak, pasterzem :)
Ja: a jaki tekst mówisz?
Julek: "jestem ubogim pasterzem..."
Ja: a dalej?
Julek: a dalej nie pamiętam
:)
Widać ma pamięć dobrą ale... krótką :)

 
A tak jeszcze w duchu świątecznym.
Kiedyś przeczytałam taką o to anegdotkę.
Mamusia pyta się córeczki co robiła dzisiaj w przedszkolu. Mała odpowiada, że uczyli się kolędy.
Mam dopytuje: a jaka to kolęda?
Córeczka: o krówce.
Mama przeszukując w swojej głowie kolędy i nie znajdując żadnej o krówce pyta: a jak "leci" ta kolęda?
Córeczka: no jak to jak? Śpiewajcie i grajcie MUUU, małeMUUU, małeMUUU
:)

p.s. dzisiaj okazało się, że będzie nie ubogim farmerem, ani ubogim pasterzem a biedny gospodarzem.. W dniu przedstawienia okaże się, że jest Józefem albo może nawet krówką u żłóbka ;)

jak Julek ścianę przyozdobił...

Właśnie skończyłam na GG rozmową ze znajomym i tak od słowa do słowa, zeszło co dzieci potrafią zmajstrować. 
Otóż przypomniała mi się pewna sytuacja, w której głównymi  bohaterami  byli: Julek i ściana w naszym mieszkaniu.
Kilka tygodni temu, zajęta zabawianiem Tolinki a może i próbą ugotowania obiadu jednocześnie ,moje starsze dziecię cichutko bawiło się resorakami. Po jakiejś chwili zorientowałam się, że jest za cicho... Kto ma dzieci ten wie, że taka cisza nie wróży nic dobrego. 
Odwracam się i widzę, że Królewicz jeździ autkiem po ścianie, jedynej w naszym mieszkaniu na której nie ma tapety, a jest w kolorze delikatnej jasnej lawendy. Sto razy go prosiłam, żeby tak nie jeździł  a ten znowu swoje. Podeszłam więc bliżej, coby zejść do poziomu oczu dziecka i powiedzieć co o tym myślę (hehe , wpływ superniani ;))
Pytam: Synek, co TY ROBISZ? W zasadzie głupie pytanie, skoro znam na nie odpowiedz-pomyślałam. A otóż odpowiedź nie padła- jeżdżę po ścianie autkiem. Odpowiedz brzmiała: Rysuje autkiem po ścianie.
Patrzę się na tą cholerną ścianę i faktycznie, jak wół narysowana wielka litera T. Z rozbrajającą szczerością wyznał, że to dla Tatusia bo to przecież T jak Tatuś. Pomyślałam tylko- no Tatuś jak wróci z pracy to na pewno baaardzo się ucieszy. Gwoli ścisłości, "literka" ma prawie metr wysokości i kilkakrotnie została poprawiana czarnym lakierem autka dla lepszej widoczności.
Ale to nie koniec. Ponieważ T było dla tatusia to i dla mamusi musiało też coś być. Oszołomiona umiejętnościami pisania mego syna, zerkam na prawo, ciut niżej literki i oczom mym ukazuje się kwiatek z pięcioma płatkami i łodygą. Tak się złożyło, że gdy podeszłam do Julka zobaczyć co robi to właśnie rysował tego kwiatka. I z głosem pełnym żalu wyznał, że nie zdążył do tego kwiatuszka dla mnie dorysować jeszcze listka... 
Powiedziałam mu: to  dorysuj :)  Dorysował :)
Zobaczyć wtedy  radość na twarzy mojego dziecka- BEZCENNE

p.s. o tym listku to Tatuś się dowie czytając tego bloga :) Kochanie - sam rozumiesz-jak mogłam mu odmówić? ;)

środa, 5 stycznia 2011

sen moich dzieci - czyli masakra nocą :) cz.2 - Tolinka

Tym razem podzielę się tym co przechodzę co noc z Tolinką.

Pierwsza noc Tolinki u mego boku jeszcze w szpitalu.
Leżałam plackiem po CC - nie wolno mi było nawet na centymetr podnieść głowy. Wenflon w ręce, kroplówka, cewnik (na krótko na szczęście), wszechogarniający ból po cięciu i ból w płucach od leżenia. Do tego gustowna szpitalna koszula w  wyjątkowo twarzowym spranym kolorze turkusowo- zielonkawym, która w połączeniu z moją twarzą sprawiała, że wyglądałam jakbym zaraz miała umrzeć ;) No i ten uwodzicielski dekolt do pępka...
Ból bólem ale ja- twardzielka chciałam na noc mieć Tolinkę przy sobie. W głupim uporze wytrwałam do 1ej w nocy i pojękując z bólu, roniąc łzy dryndnęłam dzwoneczkiem po pielęgniarkę noworodkową. Przyszła po chwili. Łamiącym się głosem poprosiłam, żeby zabrała Malutką do sali noworodków bo nie daję rady. Ona popatrzyła na mnie z politowaniem myśląc zapewne (się porwała z motyką na słońce! wiadomo, że po cięciu żadna w pierwszej  nocy nie wytrzymuje...). I zabrała Pączka :( No wtedy to się poryczałam! Gdyby jeszcze mała płakała, a ja nie miałabym sił ją uciszyć to jeszcze, ale Ona słodko sobie spała, nawet jeść nie chciała a ja się poddałam.
Na drugi dzień z samego rana wzięłam się w garść i postanowiłam, że tej nocy Tolinka śpi ze mną. Przywieziono mi ją po kąpieli, całą przecudnie pachnącą oliwką Hipp'a, ciasno zawiniętą w becik, śpiącą, z komunikatem: "dziecko jest wykąpane i nakarmione". No super! -pomyślałam. - to ciekawe kiedy u mnie ma ruszyć laktacja, jak mała znowu nakarmiona sztucznym mlekiem bez moje wiedzy i zgody...
Nic to. Położyłam ją koło siebie i patrzyłam na nią aż sama zasnęłam.Mała przespała jednym ciągiem od 22 do 7 rano. CUD- pomyślałam i czym prędzej zadzwoniłam do męża zakomunikować mu radosną wiadomość :). Kolejna noc w szpitalu- Tolinka śpi jak susełek. W końcu wyszliśmy do domu i cuda się skończyły...

Od chwili powrotu do domu po dziś dzień (minęło 5 miesięcy) moje dziecię gdyby mogło nie spałoby w ciągu dnia wcale a w nocy na raty. W dzień Gwiazda spała i śpi nadal 1-2 razy po ok15 minut! I nie żeby w łóżeczku a właściwie w łóżku (po doświadczeniach z synkiem łóżeczka nawet nie skręcaliśmy :)),  o nie. Śpi tylko na mnie w chuście przy muzyce M.Bajora puszczanej z telefonu... I tak łażę po pokoju dwa kroki w przód , dwa kroki w tył a ona śpi. Po 15 minutach budzi się i jeśli sądzicie, że jest marudna, niedospana to jesteście w błędzie! Budzi się świeżutka, rześka niczym pierwiosnek, z uśmiechem od ucha do ucha :) Się wyspała dziewczyna, a jak!
Po południu jest powtórka przy czym czasem tylko wisi w chuście ale nie zaśnie.
Wieczorna kąpiel jest obowiązkowa, żeby sobie zakodowała w tej słodkiej główce że po kąpieli idzie się spać i to na dłuuugo!
Tak, po kąpieli zazwyczaj pięknie je i zasypia, z tym że nigdy nie wiem kiedy Jej Wysokość się przebudzi. Może to być za 10 minut a może za 4 godziny.
Po doświadczeniach z Julkiem, w spokoju aczkolwiek lekko zniecierpliwieni czekaliśmy na magiczny koniec 3 miesiąca. Głęboko wierzyliśmy, że noce staną się bardziej znośne. Nadszedł wymarzony czas i Tolinka nagle zaczęła spać po 4-5 godzin, budziła się na karmienie i zasypiała. Niestety ten czas błogości trwał niezwykle krótko bo jakiś tydzień, może półtora. Po tych dniach jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko wróciło do stanu wyjściowego a nawet było jeszcze gorzej. Mała zasypia wyłącznie bujana na wielkiej poduszce, w tle obowiązkowo musi szumieć włączona suszarka. Po kilkunastu minutach bujania w sumie 10 kilowego już na dziś dzień pakuneczku ręce mam długie do ziemi, miejsce po cięciu boli jak diabli i generalnie mam dość. Ale Mała śpi. Nie mija pół godziny - pobudka, ssanie, spanie. wychodzę z sypialni, idę zjeść kolację. Jeszcze nie zdążę przełknąć kęsa już słyszę wrzask. Znowu do pokoju, znowu bimbał do paszczy, 3 pociągnięcia i śpi. Kolejne podejście do posiłku- ufff udało się zjeść, piję herbatę- znowu ryk, znowu to samo. Od 20 do 23ej chodzę do niej po 3-4 razy, w końcu rezygnuję i kładę się obok spać. Od tej chwili do rana budzi się ze 6 razy, przy czym zdarza się, że gdy przebudzi się o 23-ej to zasypia dopiero o 2, 3 czasem nawet o 5 nad ranem... Żyć nie umierać! Już się nawet naszej ulubionej, cudownej  pani pediatry pytaliśmy, czy jest "COŚ" na sen dla dziecka a ona tylko na nas popatrzyła i z uśmiechem odparła : "nie ma" My: "no ale czy to normalne, żeby takie malutkie dziecko tak mało spało?!" Ona: "mieści się w granicach normy, widać ten typ tak ma :)"  Popatrzyliśmy się na siebie z mężem z niedowierzaniem. Pani doktor dodała, żebyśmy się specjalnie nie nastawiali na zmianę z wiekiem bo widać Tolinka nie potrzebuje dużo snu i kropka. I w tym momencie załamaliśmy się kompletnie...
Jak będzie? Czas pokaże. Teraz już nasłuchuję bo pewnie ryk ranionego bawołu już się przygotowuje aby wydostać się z cudownych anielskich usteczek mego dzieciątka.


Po kilku miesiącach gdzieś wyczytałam, że to normalne że dzieci przesypiają pierwsze noce swego życia bez pobudki. Dzieje się tak, ponieważ w ich maleńkich ciałkach nadal  obecny jest hormon mamy, który tak pięknie je relaksuje i usypia. Szkoda, że ten cudowny hormon zanika tak szybko :(
 Maleńka Tolinka... Jak słodko śpi - jak śpi ;)

wtorek, 4 stycznia 2011

sen moich dzieci - czyli masakra nocą :) cz.1 - Julek

"Za dzieci ludzie płacą ogromną cenę każdego dnia
- i nie może to kosztować mniej.
Dlaczego, kiedy zbyt szybko zasną,
ty budzisz się w środku nocy 
i sprawdzasz, czy u nich wszystko w porządku? 
Ceny tej ciągłej troski i zmartwień
nie można porównać nawet w połowie
z ogromem radości i szczęścia,
które daje ci ich mały pocałunek."
   
     Edgar Guest (1881-1959)


Zacznę od opowieści o moim 5cioletnim już synku.
Dziecię moje z założenia miało spać w łóżeczku w naszej sypialni. Pierwsza noc w domku. Łóżeczko pachnące nowością, śliczna pościel w delikatne niebieskie paseczki. Odkładam synka do łóżeczka i siedzę nad nim wpatrzona jak sroka w gnat. Siedzę a właściwie stoję 15 minut, pól godziny godzinę i aż się boję odejść bo a nuż coś złego mu się stanie. Tyle się naczytałam o śmierci łóżeczkowej niemowląt! Mąż nakłania mnie, żebym sama kładła się spać i kładę się ale za żadne skarby zasnąć nie mogę- z nerwów. Co chwila podchodzę sprawdzić czy mały oddycha. I tak przedreptałam całą noc. Mąż stwierdził, że może trzeba Małego wziąć do naszego łóżka - jeśli dzięki temu w końcu zasnę... I tak zrobiłam :) Dość powiedzieć, że Mały Ludek zagościł w naszym łóżku na baaaardzo długo.
Julcio rósł wedle skrótu SSS czyli ssanko, sranko, spanko ( sama ukułam sobie ten skrót na własne potrzeby). No może prawie bo w innej koleności...
Otóż Mały pięknie ssał (i równie pięknie przybierał na wadze) tylko podczas tego jedzonka robił kupkę. I tu w nocy stawałam przed dylematem - pozwolić mu spać dalej (z kupskiem w pieluszce narażając go na odparzenia) i samej przymknąć choć na chwilę oko czy przewijać ale rozbudzić? Wygrywało dobro pupki dziecka. Najdelikatniej jak potrafiłam odkładałam synka na przewijak. Tylko dotknął pleckami podłoża oczy już były otwarte - a oczy ma naprawdę wielkie:). Z paszczy wydobywał się potworny ryk wybudzający wszystkich w promieniu kilometra. W tempie ekspresowym zmieniałam pieluszkę, nie rzadko również śpiochy zalane lekko nadtrawionym mlekiem i za każdym razem żywiłam głupią nadzieję, że Mały zaraz zaśnie.
O ja nieszczęsna! Nic takiego nie miało miejsca. Julek wybudzał się totalnie i trzeba było znowu go usypiać. Usypiać oczywiście na rękach i bujać- nie ma to tamto! Mąż wymiękał bardzo szybko, stwierdzając że musi rano wstać do pracy. Noszenie na rękach i bujanie wykańczało mnie do cna. Ułatwiłam sobie robotę wchodząc na łóżko i rytmicznie podskakiwałam na materacu - nie zła paranoja myślicie:) Ale skutkowało. Po pół godzinie dryndania zasypiał a ja z nim. Szkoda tylko, że moje dziecię jadło w nocy równiutko co półtorej godziny. Licząc czas od zakończenia jedzenia, który spędziłam na przewijaniu, przebieraniu i usypianiu a trwało to ok.45 minut  na sen zostawało mi jakieś 40 minut. Po tym czasie Mały się budził na kolejne karmienie i zabawa zaczynała się od początku.
W ciągu dnia spał nawet 3 godziny jednym ciągiem ale ... tylko na spacerze. Mimo zimy bujałam się z wózkiem po osiedlowych alejkach, żeby tylko się dotlenić i aby moje uszy odpoczęły od wrzasku. Oczywiście mogłam ewentualnie walnąć się na parkową ławkę i zapewniam, że od razu zasnęłabym snem sprawiedliwego ale: a) albo ktoś by mi to dziecko ukradł  b) albo zgłosił na policję czy do opieki społecznej, że jakaś szurnięta laska śpi na ławce a obok stoi wózek z dziecięciem. Sami rozumiecie, że nie chciałam aby przytrafiło mi się ani jedno ani drugie :) I tak dzięki rwanym nockom wyglądałam jak zombie.

Wszyscy znajomi posiadający już dzieci pocieszali nas, że tak jest tylko przez pierwsze 3 miesiące, potem będzie już tylko lepiej. Ani ja ani mój mąż w to nie wierzyliśmy. Mijały tygodnie, ja półżywa czekałam na koniec trzeciego miesiąca jak na zbawienie. I oto, po ok 90 dniach istnej masakry moja ukochana latorośl zasnęła niczym Aniołek i obudziła się w nocy tylko 2 razy! Boże, jaka ja byłam szczęśliwa! Stało się tak, jak mówili doświadczeni rodzice:) Od tamtej chwili Julek budził się przez jakiś czas 2 razy , później raz aż osiągnęłam spektakularny sukces trwający do dziś dnia. Mój synek śpi nieprzerwanie 12 godzin :)!
Śmieję się,że mogłabym w nocy pojechać do rodziny do Kielc, nagadać się  z kuzynkami i wrócić do domu a moje dziecko nawet by o tym nie wiedziało:)

Po 4 latach od narodzin Julka zaszłam w ciążę z Tolinką. Oboje z mężem snuliśmy marzenia, że to drugie dziecko poda się na nas śpiochów i będzie spało jak suseł albo przynajmniej będzie tak jak z Julkiem ale na pewno nie gorzej. Jacyż byliśmy naiwni...
Ale o tym w kolejnej części o śnie moich dzieci- czuli masakra nocą :)

 Pierwsza noc w domku - to wtedy tak nad nim stałam ;)